19.11.2023 r.
Wiem, że wyniki badań na boreliozę pojawią się dopiero w połowie przyszłego tygodnia, ale nie mogę przestać co rusz zaglądać na stronę i sprawdzać, czy już są. Doprawdy, nie mogę się doczekać, aż będą gotowe. Oczywiście, wierzę zawzięcie, że żadnej boreliozy nie mam. Nawet moja Teściowa stwierdziła, że to niewiarygodne, bowiem towarzyszyłyby mi charakterystyczne objawy (na przykład ból stawów). Denerwuję się jednak mimo wszystko. Chciałabym już móc wykluczyć jedną potencjalną przyczynę porażenia. To przyniesie mi delikatną ulgę. W sumie już dziś mogę czuć się pokrzepiona, bowiem CRP mam idealne.
Nie zaznam jednak spokoju ducha, gdy wyniki badania krwi już się pojawią. Tak jak wspominałam, w czwartek czeka mnie MR głowy. Staram się uspokajać myśli. Wierzę, że nie spanikuję, jak już wkroczę do gabinetu. Mama powiedziała, że w gabinecie nie mogą być obecne osoby towarzyszące, więc będę całkiem sama. Wszyscy twierdzą, że podczas badania słyszy się dziwne huki, o różnej głośności - nie mam pewności, jakie wrażenie na mnie wywrą. Będę starała się przekonywać samą siebie, że to wszystko po to, aby dowiedzieć się, co mi dolega. Przed badaniem wezmę na wszelki wypadek Relanium; po tej pigułce zazwyczaj błyskawicznie się uspokajam. Może będzie tak i tym razem. Moja znajoma stwierdziła, że najtrudniej jest wytrzymać w bezruchu. Wierzę też, że zmieszczę się na kozetce. Na wyniki ponoć czeka się kilka tygodni. To będą najdłuższe tygodnie w moim życiu.
Wstawało mi się z niemałym trudem. Obudziłam się piętnaście po ósmej i zastanawiałam się, czy nie złamać zasad i nie pozostać w łóżku do dziewiątej. W końcu jednak otrzeźwiałam i zadecydowałam, że jednak wstanę o stałej porze.
Miałam trochę problemów z przyjęciem leków; nie mogłam przełknąć niektórych kapsułek. W końcu jednak udało mi się zażyć wszystkie medykamenty. Zmartwiłam się nieco, że znów trochę oblałam się wodą... Może było to skutkiem lekkiego zdenerwowania. No cóż, po paru minutach połknęłam wszystkie tabletki. Kiedy skończę pisać tę notkę, wezmę się za twarz. Nie mam pewności, czy ta cała domowa rehabilitacja przynosi jakiś większy skutek. Cóż, mimo wszystko ćwiczę... Jeśli uda się wykluczyć boreliozę i choroby głowy, to prawdopodobnie jasne stanie się, że zwyczajnie mnie przewiało podczas fatalnego spaceru w słotny dzień. Tylko... dlaczego tak długo to trwa?... Moja Teściowa zmagała się z podobnym problemem, ale po miesiącu była już zdrowa... Wszyscy powtarzają, że powinnam uzbroić się w cierpliwość. Ale czy jest na co czekać?...
Momentami dopada mnie zwątpienie i rezygnacja. Moje zmagania z niedowładem trwają już ponad cztery tygodnie. Nie chcę mieć beznamiętnej twarzy przez resztę życia! Nie chcę aż do końca nosić tego plastra! Ja pragnę jedynie szeroko się uśmiechnąć. Tak od ucha do ucha, serdecznie, wesoło; tak, jak jeszcze względnie niedawno, podczas trzynastej rocznicy naszej znajomości (mam wrażenie, że było to kilka lat temu). Czy będzie mi to dane? Boże, jak ja nie doceniałam mojego poprzedniego życia! Owszem, nie byłam w pełni zdrowa, ale mimo wszystko moje życie było wtedy idyllą, w porównaniu z tym, co mam teraz. Nie, nie byłam wdzięczna opatrzności, że wiodę naprawdę dobre życie. Dlaczego, dlaczego musiałam to wszystko utracić, aby zrozumieć, jak cenny dar posiadałam?...
Dziś niedziela. Jutro Radek wraca do roboty. Mam nadzieję, że uda mi się porozmawiać przez kamerkę z Mamą. Dzięki Mamie (no i Radkowi, oczywiście) nie tracę resztek nadziei. Tak, to bardzo ważne, że w tak trudnych chwilach nie jestem sama. Dziękuję moim najbliższym, że są blisko, że towarzyszą mi przy tym dźwiganiu (czasem zbyt ciężkiego) krzyża. Gdyby nie Radek, gdyby nie Mama... przestałabym walczyć, przestałabym się zmagać z chorobą. To dla moich najbliższych wciąż się trzymam kupy, dzięki nim się nie poddaję. Dla nich bowiem muszę tu pozostać. Ich duchowe wsparcie, słowa pokrzepienia, pocieszają mnie i uspokajają. Dlatego też na badanie MR idziemy w trójkę. Oczywiście, najbliżsi będą musieli zaczekać w korytarzu. Będę jednak pokrzepiać się świadomością, że są tak blisko, tak niedaleko... To dla nich zniosę to wszystko, poradzę sobie.
Niepokoję się o Radka. Jego wyniki badań krwi są doprawdy złe. Co ja mam zrobić? Wszelkie próby przedyskutowania sprawy z Małżonkiem spełzają na niczym. Mąż absolutnie nie chce mnie słuchać. Nic nie pomagają groźby, że Radek nie dożyje pięćdziesięciu lat, jeśli się nie weźmie za siebie. Niestety, Radek jest okrutnie uparty i ciężko przemówić mu do rozsądku. Szczęście w nieszczęściu, wątrobę ma w porządku. Trójglicerydy i glukoza wołają jednak o pomstę do nieba. Podejmę kolejną próbę porozmawiania z Małżonkiem. Naprawdę nie wiem, jak do niego dotrzeć...
No cóż. Zapewne powrócę tu później. Najwyższa pora, aby udać się na śniadanie. Ciekawa jestem, jaki posiłek dziś na mnie czeka... Muszę też napić się kawy. Oczywiście, staram się nie nadużywać kofeiny. Ostatnio bowiem miałam z tym niemałe problemy - potrafiłam wyżłopać dziennie minimum cztery kubki kawy (!). Walczę jednak z nałogiem i piję maksymalnie dwa kubki kawy. Nie wiem, skąd się wzięło to uzależnienie. Wiem, że to niezbyt dobre dla mojego niedomagającego serducha...